sobota, 30 września 2017

Festiwal Kvirikoba



          Kvirikoba lub występujące również pod nazwą Lagurka to dość tajemnicze święto w tradycji gruzińskich górali - Swanów. Granice językowe dodatkowo utrudniają dowiedzenie się czegokolwiek na temat festiwalu. Festyn odbywa się co roku w malutkiej, górskiej miejscowości. Kala, leżącej przy drodze łączącej stolice Swanetii - Mestie i najwyżej położoną wieś w Gruzji - Ushguli. Z tego co udało mi się dowiedzieć, jest to prawdopodobnie hucznie obchodzona rocznica zamordowania św. Kwiryka lub rocznica zakończenia czterdziestodniowej prawosławnej żałoby po jego śmierci.


          28 lipca jest dniem szczególnym dla wszystkich Swanów. Ludność z całego regionu przyjeżdża tego dnia lub dzień wcześniej do Kali, aby wziąć udział w religijnych obchodach połączonych z wielkim festynem, na którym rytualnie zabija się koziołki, baranki oraz byka, będącego darem od ludności z okolicznych wiosek.

           Już w noc poprzedzającą festiwal sporo ludzi wspina się na górę, na której stoi mała cerkiew z XIII w. W roku 2017, data ta wypadła w piątek, a co za tym idzie zgodnie z religią, obowiązywał zakaz zabijania zwierząt. W związku z tym, imprezę rozbito na dwa dni. Piątek poświęcono na modlitwę, a sobotę na festyn z bardzo dużą ilością alkoholu i mięsa przyrządzanego na miejscu. Jako mięsożerca przyznać muszę, że na przyrządzaniu mięsa Swanowie się nie znają. Najczęściej są to całe kawałki koziny gotowane w wielkim garze na ognisku lub szaszłyki opiekane na ogniu bez dodatku jakichkolwiek przypraw. Największym przysmakiem są podroby, w postaci wątróbki lub serca. Trudno jest odmówić postawnym mężczyznom skosztowania ich specjałów, lecz na szczęście jako dodatek do mięsiwa podaje się zabijającą wszelkie smaki Czaczę, czyli gruziński bimber o potężnej mocy.


          Idąc z Ushguli bardzo wcześnie rano w stronę Kali, można spotkać całe karawany samochodów przeładowane zmęczonymi całonocną imprezą ludźmi. Mniej więcej tyle samo samochodów jedzie w stronę Kali, aby zmienić festiwalowiczów w tradycyjnych obowiązkach. Cerkiew znajduje się na szczycie stromego wzgórza, na które wspinaczka zajmuje około 40 minut. Po drodze można spotkać ludzi w różnym wieku, prowadzących na sznurku koziołki i dźwigających baniaki z winem i Czaczą. Co bardziej religijne starsze kobiety idą na boso, aby bardziej odczuć zasadność pielgrzymki pod górę. Pod koniec drogi na szczyt słychać śpiewy i zgiełk panujący na górze.


         Na Festiwalu Kvirikoba mężczyźni rywalizują ze sobą, podnosząc i przerzucając przez ramię leżące na polance obok cerkwi głazy ważące około 100 kg. Cel takiego wyczynu jest trudny do określenia, ale prawdopodobnie chodzi po prostu o pochwalenie się tężyzną fizyczną. Obok kamieni stoi wielki żeliwny dzwon, który też należy unieść na barkach i rozbujać go na tyle, żeby zadzwonił przynajmniej kilkukrotnie. W trakcie gdy mężczyźni prężą przed sobą mięśnie, kobiety modlą się w cerkwi lub w pomieszczeniu dobudowanym obok cerkwi, wtykając tradycyjne prawosławne świeczki, trzykrotnie się żegnając i wsadzając karteczki z intencjami w kamienny mur. Dodatkową opcją zapewnienia sobie bożej opatrzności na cały rok jest zapłacenie kilku gruzińskich Lari panu, który w naszej intencji wypowie modlitwę zawierającą nasze imię i nazwisko, poświęci dary przyniesione przez nas oraz zadzwoni trzy razy dzwonem, aby modlitwa się spełniła. W podobny sposób należy poświęcić zwierzęta przyprowadzone na rzeź, dodatkowo należy nakapać na grzbiet kozła woskiem ze świecy ofiarnej i dopiero wtedy można zadzwonić 3 razy cerkiewnym dzwonem. W prawosławiu wszystko jest na 3 więc nawet procesja idzie 3 razy wokół świątyni. Co ciekawe starowiercy (raskolnicy) idą w przeciwnym kierunku niż wyznawcy reformowanego prawosławia w XVII wieku przez Nikona. Ma to związek z postrzeganiem stron świata, u jednych patrząc na ikonostas (ołtarz), a u drugich patrząc na wiernych od strony świętych obrazów.

          W nieodległym lasku można się schronić w cieniu, napić wyskokowych trunków oraz zjeść kawałek chaczapuri (gruziński placek z serem) i kawałek upieczonego lub ugotowanego mięsa. Tam również odbywają się tańce i piękne śpiewy w wykonaniu lokalnych zespołów ludowych.


          Zwieńczeniem festiwalowego dnia jest przyprowadzenie wielkiego, sześciuset kilogramowego byka podarowanego przez lokalną społeczność. Zwierze zostaje poświęcone pod cerkwią, a następnie zaszlachtowane wewnątrz specjalnie przygotowanej na tą okazję stodoły. Podczas święcenia nieasekurowany dostatecznie byk zaczął się wierzgać, powalając kilkanaście osób na ziemię. Francuski fotograf tego dnia stracił dwa aparaty. Jeden z aparatów upadł podczas wchodzenia na szczyt wzgórza, a z drugiego niewiele zostało po spotkaniu z byczymi kopytami. Kamienna podłoga w stodole uformowana jest w rodzaj rynsztoku, po którym krew powinna spływać wprost na zbocze wzgórza za stodołą. Tym razem jednak byk stawiał duży opór i nie chciał dać się położyć w miejscu przeznaczonym na ubój. Widać było u wioskowej starszyzny pewne napięcie związane z tym, kto ma dokonać dzieła, jednak po kilku minutach intensywnej kłótni zostało wybranych kilku młodzieńców, którzy z przerażeniem w oczach pozbawili za pomocą noża byka życia. Następnie byk został oskórowany i wrzucony w kawałkach do wielkiego kotła z gotującą się wodą, znajdującego się wewnątrz stodoły.


          W oparach bimbru i mięsnej spalenizny impreza trwała jeszcze kilka godzin, po czym wszyscy porozjeżdżali się samochodami i marszrutkami do swoich domów w całej Swaneti. Nam również udało się złapać autostopa w stronę Ushguli, ale o tym w następnym poście...

niedziela, 25 czerwca 2017

Bitwa o Puszczę


Jakąkolwiek rozmowę o Puszczy należy zacząć od dokładnego określenia czym jest Puszcza Białowieska i jakie elementy się na nią składają.


Podstawowym problemem jest błędne pojęcie "mieszczuchów", że cała Puszcza to rezerwat ścisły i dlatego jakakolwiek aktywność drwali, budzi ogromne kontrowersje. Otóż Puszcza to wielki kompleks leśny na terenie Polski i Białorusi. W jego fragmentach zachowały się elementy lasu naturalnego. Nie umniejsza to rangi całej Puszczy jako pięknego, wielkiego lasu. Zresztą takie jest hasło ekologów - "Cała Puszcza Parkiem Narodowym". Wprowadzenie powyższego rozwiązania zakończyło by wszelkie dyskusje nt. cięcia drzew. Nie było by to możliwe i koniec.

W sercu Puszczy znajduje się Białowieski Park Narodowy, a jego częścią jest Obszar Ochrony Ścisłej czyli ten dziki, "nietknięty przez człowieka las". Nie do końca jest to prawda, ale faktycznie od wielu lat nie były tam prowadzone żadne prace, a dostęp człowieka jest mocno ograniczony. Dostępne są dwie króciutkie ścieżki edukacyjne po których można się poruszać jedynie w towarzystwie przewodnika. Poza rezerwatem ścisłym jest też wyznaczonych wiele rezerwatów oraz obszarów chronionych UNESCO. To one ostatnio są elementem sporu ponieważ patrole Greenpeace i Dzikiej Polski ujawniły wycinkę drzew w miejscach chronionych dzięki wpisaniu na listę UNESCO. Kolejnym elementem spornym jest prowadzenie wycinki w miejscach gdzie więcej niż 10% drzew to drzewa co najmniej 100 letnie.
Dobrym narzędziem do zrozumienia czym jest Puszcza Białowieska jest mapka poniżej z zaznaczonymi wszystkimi obszarami(poza ochroną UNESCO). Warto zwrócić uwagę na sieć torów kolejki wąskotorowej, która niegdyś służyła do wywozu ściętego drzewa(link do mapki w dużej rozdzielczości tutaj https://bpn.com.pl/images/stories/opisy/mapy/20140130_mapka_bpn_na_tle_pb_2.png).
https://bpn.com.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=1554
Szukając dokładnie jaki teren wyznacza UNESCO znalazłem na ich stronie www dwie zupełnie różne mapki. Nałożyłem je na powyższą mapkę, żeby pokazać różnice(obraz odświeża się co 2s).

https://bpn.com.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=1554
http://whc.unesco.org/en/documents/132364
http://whc.unesco.org/en/documents/102285

Celowo nie piszę o korniku drukarzu ponieważ wygląda na to, że nie on jest elementem kluczowym w sporze pomiędzy ekologami, leśnikami i lokalsami. Kornika i tak prawdopodobnie nie uda się zatrzymać, ponieważ w suchych drzewach już go nie ma, a rozmnaża się w takim tempie, że nawet Harvestery nie dałyby sobie rady. Tu chodzi o to czyją metodę gospodarowania Puszczą przyjmiemy (Oczywiście mowa o Puszczy poza Parkiem Narodowym, rezerwatami i ochroną ścisłą). Puszcza sama w sobie od wieluset lat była eksploatowana. Raz intensywniej, innym razem delikatniej. Nie będę wchodził w szczegóły historyczne, bo cięli wszyscy do których należał ten teren. Po pierwszej wojnie światowej Polacy odzyskawszy tereny, też cięli i to intensywnie, a najbardziej negatywnie zapisało się w historii podpisanie umowy z angielską firmą The Century European Timber Company. Lokalsi do dzisiaj wypominają anglikom dębowe beczki, w których do dzisiaj na wyspach whisky. Po II wojnie też cięto bardzo intensywnie i dopiero pod koniec ubiegłego stulecia opamiętano się ze zrębami zupełnymi.
http://puszcza-bialowieska.blogspot.com/2015/08/100-lat-wycinania-puszczy-biaowieskiej.html


Jadąc leśną drogą lub lecąc dronem nad Puszczą miejscami widać "obrzydliwą plantacje" zasadzoną od linijki w miejscu gdzie kiedyś rósł zróżnicowany naturalny las. Gdzie indziej (np. na południowy zachód od Białowieży) widać przepiękny chaotycznie zarośnięty gęsty las, gdzie żadne z gatunków drzew nie dominuje nad innymi. Jednak w wielu miejscach widać, że całe połacie lasu dzięki gradacji kornika są wysuszone.





Widać gołym okiem, że Puszcza jaką obecnie znamy obumiera. I tu dochodzi do sporu i różnicy zdań pomiędzy osobami zaangażowanymi w losy Puszczy.

1. Adam Wajrak wtórując ekologom, na spotkaniu w Skansenie w Białowieży powiedział, że Puszcza sama sobie poradzi i nic nie należy robić. Wycofać leśników i zostawić samopas. Puszcza trochę uschnie, drzewa pospadają, a w ich pniach odrodzi się życie i za chwilę będzie jak dawniej. Tak było przez tysiące lat, las sobie radził bez człowieka i było super. Najłatwiej do takiego stanu byłoby doprowadzić powiększając Park Narodowy na teren całej Puszczy. W tej narracji z reguły pominięty jest czas jaki jest potrzebny na odrodzenie. To może być kilkanaście, kilkadziesiąt lub kilkaset lat. W historii Puszczy to niewiele, ale dla nas ludzi to strasznie odległa perspektywa
2. Leśnicy chcą się wykazać gospodarnością i mówią, że przecież jak człowiek jest chory to się go leczy i tak samo trzeba zrobić z lasem. No tak, ale człowiekowi nie amputuje się nogi z naderwanym mięśniem. Rzadziej leśnicy przyznają się do tego, że skoro i tak te drzewa pousychają i pospadają to zróbmy to samemu w sposób kontrolowany i sprzedajmy drewno na opał lub żeby z niego zrobić płytę wiórową najgorszej jakości. Przynajmniej zarobimy trochę kasy i nic się nie zmarnuje. Problem w tym, że po pierwsze ta kasa trafia tylko na potrzeby utrzymania leśnictw, a po drugie, po ścięciu drzew sadzi się w ich miejsce plantacje świerka i w ten sposób powstałby standardowy las gospodarczy. Taki równiutki od linijki z identycznymi drzewkami. Być może wtedy nadleśnictwa na terenie Puszczy zaczęły by przynosić jakieś zyski, bo do tej pory są dotowane z funduszu leśnego.
Nie jest tajemnicą, że leśnik parkowy zarabia 3x mniej niż leśnik z lasu gospodarczego. Stąd też duży sprzeciw społeczności pracującej w lesie, aby rozszerzać park narodowy do całej puszczy. Zasadzenie plantacji uniemożliwiłoby ustanowienie tam parku narodowego i portfele leśników były by na długie lata zabezpieczone.
3. Joanna Kossak powiedziała, że najlepiej gdyby te wszystkie "obrzydliwe plantacje" wyciąć w pień, a później zatrudnić leśników, żeby chodzili i wyrywali wszelkie pędy nowych świerków po to, aby powstał nowy prawdziwy last naturalny.
4. Minister Jan Szyszko, de facto odpowiedzialny za działania w Puszczy lub ich brak, opowiada z dnia na dzień jakieś mętne banialuki, które nie warto nawet komentować. Od nielegalnego wpisania Puszczy na listę UNESCO po brak decyzji UNESCO o natychmiastowym zaprzestaniu wycinki na terenie Puszczy.


Kto ma racje? Nie wiadomo. Prawdopodobnie nie jest to kwestia racji, a zdecydowanie się na przyjęcie metody którejś ze stron i konsekwentnego podążania za nią. Uwielbiam odwiedzać Puszczę i mimo, że dookoła Gdańska jest pełno lasów(gospodarczych), jeżdżę przynajmniej raz w roku te 500km w jedną stronę, żeby być w pięknym, zróżnicowanym, gęstym lesie. Nie jestem optymistą jeśli chodzi o losy Puszczy:
-Jeśli cała Puszcza zostanie ustanowiona Parkiem Narodowym to dostęp do niej będzie prawdopodobnie mocno utrudniony tak jak to ma miejsce teraz w Białowieskim Parku Narodowym.
-Jeśli leśnicy wytną wszystkie suche drzewa (a pozostałe pojedyncze pozostawione na zrębie przewróci wiatr) to Puszcza będzie dziurawa jak ser szwajcarski i straci swoje walory estetyczne.
-Jeśli Puszcza uschnie i zacznie się odradzać w sposób naturalny to pojadę tam dopiero za kilkadziesiąt lat, żeby zobaczyć jak się zmienił obszar który dostarczał mi wielu pozytywnych wrażeń.

Warto też opowiedzieć o opiniach jakie słychać od ludzi mieszkających w rejonie Puszczy i w okolicach. Żyją oni w znacznej mierze z turystyki. W każdej miejscowości są agrokwatery, pensjonaty i hotele. Ruch turystyczny po zamknięciu szlaków(ze względu na wycinki i zagrożenie suchymi drzewami) zamarł i jest najniższy od wielu lat. Mimo to lokalsi w zdecydowanej większości nie lubią ekologów i sposób otwarty wyrażają swoje zdanie - słynna wypowiedź do dziennikarza Gazety Wyborczej na bazarku w Hajnówce "ja bym cie do komody przypiął i napierdalał. Do roboty się weź. Do łopaty". Wypowiedź sąsiadki Adama Wajraka dla TVN24, że "postawiła by pod ścianą ekologów i tra ta ta z karabinu" jest jeszcze bardziej szokująca i bulwersująca. Osobiście słyszałem wypowiedzi, że z tych co się przypinają do drzew trzeba pierwszego odciąć, a reszta sama zejdzie ze strachu. Oczywiście pojawiają się też teorie spiskowe od żydowskich przez niemieckie po rosyjskie. Generalnie ekolodzy są traktowani jak nic nie kumające mieszczuchy oderwane od facebooka. Często też pojawia się argument, że co może wiedzieć człowiek z Warszawy jak tutaj lokalna społeczność od wieków dba o Puszczę i wiedzą jak to robić. Naturalnie, są też osoby wpierające starania ekologów o zaprzestanie wycinania lasu i otworzenie szlaków dla turystów. Są to zarówno lokalni przedsiębiorcy jak i działacze na rzecz rozwoju lokalnego społeczeństwa.


Część mieszkańców pracuje w strukturach Lasów Państwowych. Do wycinania drzew używa się znanych już na całą Polskę Harvesterów, które są bacznie obserwowane i blokowane przez aktywistów z Greenpeace i Dzikiej Polski. Obsługa Harvestera i Forwardera(ciągnik do wywozu drewna ze zrębu do punktu składowania) to kilka osób zastępujących całą rzeszę lokalnych drwali. Za pomocą maszyn wykonują oni pracę w przerażająco wydajny sposób. Warto zaznaczyć, że ekipa nie jest z Puszczy tylko z Mazur. Przyjechali tu w delegacje i mieszkają w hotelu w Hajnówce.



p.s. W niemieckim Parku Narodowym Bawarski Las(różniącym się znacznie od Puszczy) zarząd parku konsekwentnie od początku do końca pozwolił kornikowi żerować na drzewach co doprowadziło do całkowitego uschnięcia znacznej części lasu. Rzecz działa się w połowie lat dziewięćdziesiątych. 20 lat później jest to miejsce pełne życia, naturalnie odradzające się w tempie, którego nikt się nie spodziewał.
http://cepl.sggw.pl/sim/pdf/sim46_pdf/Jakoniuk.pdf


bibliografia:
https://pl.wikipedia.org/wiki/The_Century_European_Timber_Corporation
http://puszcza-bialowieska.blogspot.com/2015/08/100-lat-wycinania-puszczy-biaowieskiej.html
http://www.greenpeace.org/poland/pl/wydarzenia/polska/Zakoczyla-sie-5-blokada-maszyn-wycinajcych-Puszcze/
https://pl.wikipedia.org/wiki/Puszcza_Bia%C5%82owieska
https://pl.wikipedia.org/wiki/Bia%C5%82owieski_Park_Narodowy
https://bpn.com.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=1554
http://www.lasy.gov.pl/informacje/aktualnosci/puszcza-bialowieska
http://puszcza-bialowieska.blogspot.com/2013/03/co-ma-las-bawarski-do-puszczy.html
http://natemat.pl/210785,byly-lesnik-ujawnia-dokumenty-to-eko-terrorysci-najbardziej-przyczynili-sie-do-katastrofy-w-puszczy-bialowieskiej
http://cepl.sggw.pl/sim/pdf/sim46_pdf/Jakoniuk.pdf
http://www.drewno.pl/artykuly/1124,umarl-bawarski-las.html
http://puszcza-bialowieska.blogspot.com/2014/06/caa-puszcza-biaowieska-dziedzictwem.html
http://www.tvn24.pl/czarno-na-bialym,42,m/czarno-na-bialym-w-puszczy,750761.html
http://whc.unesco.org/en/list/33
http://whc.unesco.org/en/documents/132364
http://whc.unesco.org/en/documents/102285
http://www.encyklopedia.puszcza-bialowieska.eu/index.php?dzial=haslo&id=436

sobota, 15 kwietnia 2017

Pieskie życie




      Na wyprawach psich zaprzęgów, to psy wyznaczają rytm dnia. Większość czynności, które wykonuje się każdego dnia, związanych jest z opieką nad zwierzętami. Praktycznie, w każdej wolnej chwili, topi się śnieg, a następnie podgrzewa wodę, aby zalać zamrożone mięso, z którego przygotowuje się karmę dla psów. Pełen garnek śniegu, to ćwierć garnka wody po kilkunastu minutach podgrzewania na ogniu. Cały proces karmienia trwa kilka godzin, a trzeba go powtarzać dwa razy dziennie.
      Nieustannie trzeba nasłuchiwać wycia i szczekania psów oraz sprawdzać, czy żadnemu zwierzakowi nic nie dolega. Linki, do których przyczepione są psy są stosunkowo krótkie, ale umożliwiają psom swobodny ruch ograniczając równocześnie ryzyko plątania i zranienia się.
      Zarówno ilość jedzenia jak i długość linek, do których przywiązane są psy, dopasowane są idealnie do potrzeb Husky. Maszerom, czyli osobom zajmującymi się psami, zależy, aby wszystkie psy, każdego dnia były w doskonałej formie.
      Doglądanie psów, wynika nie tylko z dbałości i miłości do swoich zwierząt, ale ma także zastosowanie praktyczne. Jeżeli któryś z psów, nie będzie miał siły ciągnąć, trzeba go odpiąć i wieźć w sankach. Z sań trzeba wypakować bagaże, a cały dobytek jest narażony na zamoknięcie. Żaden Maszer, nie porzuci swojego chorego psa. Wszystkie psy, muszą wrócić do domu całe i zdrowe. W razie niedyspozycji jednego lub kilku psów, cały zaprzęg biegnie dużo wolniej, a ich ruchy nie są skoordynowane tak, jak przy pełnym składzie. Psy męczą się bardziej i spalają więcej energii. W najgorszym wypadku, może okazać się, że psów jest zbyt mało, żeby pociągnąć dalej zaprzęg.
      Słabsze psy, zabiera się ze sobą do namiotu lub chatki traperskiej po to, aby nabrały energii i nie wytracały niepotrzebnych kalorii na ogrzanie swojego ciała w nocy. Po psie można wyczuć pewnego rodzaju poczucie winy i smutek związany z brakiem możliwości bycia częścią stada.


      Każdy pies ma zupełnie inny charakter. Może się wydawać, że 40 psów wychowanych do ciągnięcia zaprzęgów, będzie zachowywać się podobnie. Nic bardziej mylnego. Kari ciągnął przez całą wprawę bez wytchnienia, co przypłacił zdrowiem i wymagał podania mu antybiotyku. Jori z Hagenem darzą się homoseksualnymi uczuciami. Fuzi i jego brat Grot nie dają rady przy długich dystansach i prawie zawsze kończą bieg, jako pasażerowie w saniach. Kolia jest mięśniakiem, który staje do bójki ze wszystkimi napotkanymi psami i jest tak łasy na jedzenie, że gdyby się dało, zjadłby metalową miskę, w której dostaje karmę. Chica jest łagodną dziewczyną ale potrafi po kryjomu przegryźć linę i zerwać się z zaprzęgu. „Buzery” czyli czterech braci Buzer, Lucky, Rick i Nanook są zgraną paczką o niezwykłej sile pociągowej. Przy każdym postoju Nanook zaczyna szczekać, a Buzer wyć jak wilk. Rick za to, przy każdej okazji musi się wytarzać w śniegu. Lona ciągle szczeka podczas obozowania, gdy wszystkie psy są przypięte do steakoutu. Steakout to długi na kilkadziesiąt metrów łańcuch przywiązany na obu końcach do drzew. Co kilka metrów odstają z niego krótkie łańcuchy lub linki, do których są przypięte psy. Tworzy to swojego rodzaju stonogę ze szczekających i warczących na siebie psów. Oczywiście, ze względu na indywidualne relacje trzeba je przypiąć w odpowiedniej kolejności, mogłoby dojść między nimi do konfliktu, jak pomiędzy niefortunnie dobranymi do siebie przy stolikach weselnymi gośćmi. W nocy wszystkie nagle potrafią wyć w celu pokazania, że są jednym zgranym stadem i że łączy je silna więź. Gdy jest zimno i wieje wiatr trzeba psom przygotować odpowiednie miejsce do spania. W tym celu wykopuje się w śniegu głębokie na pół metra kratery, a z wybranego śniegu tworzy się ścianę chroniącą od wiatru. Dobrze jest do środka wsypać trochę siana i wtedy psy mają izolacje od śniegu. W razie ekstremalnych warunków można założyć psom kurteczki.


      Zaprzęganie psów to bardzo wymagająca czynność, podczas której można się naprawdę rozgrzać w mroźny poranek. Psy są podekscytowane na myśl o bieganiu. Widząc ludzi przygotowujących sanki reagują jak domowe pieski na ubierającego buty i chwytającego za smycz pana. Każdego z osobna trzeba odczepić od steakoutu, trzymając między nogami ubrać w szelki, a następnie zaprowadzić na swoje miejsce w zaprzęgu. Trzeba to zrobić w odpowiedniej kolejności, ponieważ niektóre psy nie potrafią czekać i z nerwów przegryzają szelki i linki pociągowe po to, żeby się uwolnić i biec przed siebie bez ograniczeń. Sanki muszą być przypięte do grubego drzewa, ponieważ każdy kolejny pies, podłączany do zaprzęgu ciągnie coraz mocniej i tylko czeka na komendę "hike" lub zwolnienie hamulca.
      Gdy zaprzęg rusza szczekanie ustaje i można delektować się wiatrem oraz dźwiękiem sunących w śniegu sań. Podczas pierwszych kilometrów, piękną zimową aurę niestety psuje fakt, że psom podczas ruchu przyspiesza perystaltyka jelit i każdy po kolei musi załatwić swoje potrzeby. Co ciekawe, wiele psów husky w odróżnieniu od miejskich burków i reksiów potrafi to robić w biegu idealnie balansując ciałem i biegnąc tylko na przednich łapach.


      Walory zapachowe,  podczas stałego przebywania z 40 psami to osobny, długi temat. Szelki, które po bieganiu należny wysuszyć w namiocie lub chatce są przesiąknięte z dnia na dzień, coraz bardziej psimi zapachami. Podobnie jak ubrania i rękawice, które po kilku zaprzęgnięciach pachną podobnie. Ze względu na ograniczoną ilość bagażu, nie ma możliwości przebrania się przez wiele dni, tak więc, dochodzi jeszcze zapach brudu i potu,  zarówno swojego jak i pozostałych współtowarzyszy wyprawy.
      Śpi się w dwóch śpiworach, w ubraniu, w którym wcześniej spędziliśmy cały dzień, tak więc śpiwory, mają zbliżonych zapach, do pozostałej części traperskiego mandżuru. Ma to swój urok i zaskakująco szybko człowiek przyzwyczaja się do takich - wydawałoby się – spartańskich, ekstremalnych warunków. Prysznic nie jest czymś, o czym myślimy cały czas, a umycie zębów jest wystarczającym, co kilkudniowym luksusem. Człowiek skupia się na bardziej przyziemnych sprawach, chociażby takich jak możliwość wysuszenia skarpet. Zamiast myśleć o umyciu zębów, zastanawiam się, gdzie schowane są ogrzewacze chemiczne i kolejna sucha czapka lub rękawice. Dla mnie dodatkowym wyzwaniem było wygrzebywanie kolejnej karty pamięci i jeszcze jednej naładowanej baterii do aparatu.


      Ze względu na temperatury. nietypowa staje się też dieta, która właściwie pozbawiona jest wszelkich owoców i warzyw. Po kilku tygodniach w lesie ,człowiek ma ochotę zjeść pomidora, ogórka albo kiwi. Zamarznięte są trudne do zjedzenia, a rozmrożony pomidor nie smakuje już tak samo.
      Dieta oparta jest na gotowych obiadach w puszkach (fasolka, grochówka), oraz na suchych półproduktach, z których można zrobić obiad (makaron, kasza). Do tego suchy chleb i smalec w ilościach hurtowych. Wędzony boczek również się sprawdził, wkrajaliśmy go wszędzie, gdzie się dało: do zupki chińskiej, do liofilizowanego risotto z warzywami, do kanapki ze smalcem. Taka kanapka z reguły jest śniadaniem, lunchem i kolacją.


      Wszystkie niedogodności są nieistotne, w obliczu pięknej, surowej natury. Potrzebę nocnego sikania rekompensuje zapierająca dech w piersiach zieleń nieba. Zorza potrafi w kilka minut rozbłysnąć jak pochodnia, po czym gaśnie i znika niezauważenie. Czasem formuje się w pasy przecinające całe niebo, a czasem jest tylko ledwo widoczną plamą nad północnym horyzontem. Załatwianie potrzeb w nocy, wiąże się też z niecodziennym widokiem czterdziestu par zwierzęcych ślepi odbijających światło latarki w totalnych ciemnościach.



      Bycie maszerem wymaga ciągłego obserwowania wszystkiego, co dzieje się dookoła. Jadąc w zaprzęgu trzeba nieustannie mieć pod kontrolą wszystkie psy i interweniować w razie problemów. Wydarzyć się może wiele. Psy mogą się ze sobą splątać, któryś może się słabiej poczuć. Kontrolować należy także, czy wszystkie linki pociągowe są napięte. Jeśli nie, trzeba danego psa wywołać po imieniu i zmotywować do biegu.
      Stojąc na płozach zawsze trzeba przynajmniej jedną ręką trzymać sanki. Psy potrafią szarpnąć zaprzęgiem lub zmienić kierunek jazdy, gdy zobaczą inne zwierzęta. Wypadnięcie z sanek, może okazać się fatalne w skutkach, bo psy same nie zawrócą i można zostać bez jakiegokolwiek bagażu na środku wielkiego, zamarzniętego jeziora ,w czasie śnieżycy, gdy widoczność jest ograniczona do kilku metrów. Nawet gdy trzeba zatrzymać zaprzęg i pójść rozplątać pierwszą parę, trzeba to robić z odpowiednią ostrożnością i w odległości pozwalającej wskoczyć na uciekające sanki.
      W pierwszej parze biegnie pies-lider, który reaguje na komendy prawo (dżi), lewo (ha), naprzód (hajk) i stop. Idealny lider to taki, który zatrzyma zaprzęg przed pęknięciem na lodzie oraz nie pozwoli rozejść się psom podczas postoju.


Powyższe zdjęcia zostały wykonane w marcu 2017 roku w rejonie jeziora Inari w północnej Laponii oraz w kennelu w Kakslauttanen.

Wyprawa w której brałem udział była zorganizowana i prowadzona przez Macieja Słomińskiego - prekursora mushingu w Polsce i wieloletniego organizatora polarnych wypraw psimi zaprzęgami. Drugim maszerem był Paweł Majchrzakowski, a pozostali członkowie wyprawy to Michał Strurlis oraz Piotr Błasiak. Wszystkim serdecznie dziękuje za miło spędzony czas.