Dokładnie dwa lata temu wraz z bratem i trójką znajomych podjęliśmy decyzję, że jedziemy na Ukrainę aby zobaczyć na własne oczy o co chodzi w tym całym Euromajdanie. Dla mnie była to bardzo ważna podróż, ponieważ miałem za zadanie zrobić kilka obrazków dla Przeglądu Politycznego.
W mediach mówiło się wtedy najróżniejsze rzeczy o przyczynach i organizatorach wydarzeń. Jedni mówili, że to demokratyczny zryw przeciw Janukowiczowi, inni że to sztucznie sterowana próba destabilizacji Ukrainy. Osoby przychodzące i strajkujące na Placu Niepodległości jedni uważali za spontanicznie przybyłych ludzi walczących o wolność i demokracje, inni - w odniesieniu do naszych rodzimych kiboli i bandytów uważających się za największych patriotów protestujących hucznie 11 listopada w obronie demokracji - uważali, że protestuje młodzież głodna wrażeń i mająca chęć pobić się z milicją z byle powodu. Rozmyślano wówczas co będzie dalej - czy Rosja zgodzi się na utratę tak ważnego sąsiada i czy nie wciągnie to zachodniej Europy w polityczną rozgrywkę z Rosją. Co bardziej odważni (choć nie traktowani poważnie) twierdzili, że spowoduje to odłączenie wschodu i wojnę domową na Ukrainie.Wtedy wizja ta była tak przerażająca, że nikt nie śmiał wierzyć w to, że w Europie jest możliwa jakakolwiek wojna(mało kto pamięta już wojnę na Bałkanach która miała miejsce za naszego życia, a wszystko działo się dużo bliżej Gdańska niż obecna wojna w tzw. Noworosji). Podział Ukrainy na wschód-zachód był czarnym scenariuszem który przewijał się w co poniektórych tekstach. Raczej myślano, że Ukraina z dnia na dzień stanie się w pełni demokratyczna, zlikwidowana zostanie korupcja, a oligarchowie staną się uczciwymi europejskimi przedsiębiorcami legalnie prowadząc interesy i odprowadzając podatki do budżetu państwa.
Nie przypominam sobie żeby ktokolwiek pisał o możliwości odłączenia Krymu od Ukrainy choć często pojawiały się głosy, że przecież Rosja na terenie Ukrainy w Sewastopolu ma bazę marynarki wojennej na morzu czarnym i w związku z tym chyba będzie musiała się przenieść do Nowosybirska lub gdzieś indziej.
Wiedząc, że zgłębienia tych tematów na pewno nie zaznam w polskich mediach, które jednak wolą tyko relacjonować to co się już stało, a najlepiej jak jest to mała Madzia z Sosnowca i jej mama, która jeszcze przed aresztowaniem pozuje do sesji dla kolorowego magazynu, postanowiłem wybrać się do Kijowa i na miejscu zasięgnąć informacji od miejscowych co oni o tym wszystkim sądzą.
Najpierw trafiliśmy do ekstremalnie mroźnego Lwowa. Byłem tam wcześniej wielokrotnie i faktycznie od razu dało się wyczuć podniosłą, wręcz świąteczną atmosferę. Nagle wiele osób przypomniało sobie język polski w którym komunikowanie się wcześniej było możliwe, aczkolwiek mocno utrudnione. Wszyscy stali się jacyś europejsko przyjaźni i uśmiechnięci. Pan ochroniarz w barze mlecznym znalazł nam stolik, abyśmy po całej nocy jazdy z Gdańska mogli napić się ciepłej herbaty i zjeść coś pożywnego. Kilka lat wcześniej spotkalibyśmy się raczej z reakcją, że na salę jadalną z plecakami wchodzić nie wolno. Na Alei Wolności pomiędzy operą a pomnikiem Mickiewicza rozbito kilka namiotów i zrobiono zasieki. Lwowski Euromajdan był bardzo skromny, przez cały dzień pomimo weekendu przewinęło się tam może kilkaset osób. Lwowiacy są chyba z zasady proeuropejscy i dlatego wszyscy byli pozytywnie nastawieni do nas jako do przyszłych politycznych sojuszników. Ani przez chwilę nie czułem strachu związanego z niepewnością i możliwością rozgonienia całego towarzystwa przez milicje. Właściwie do wieczora milicji we Lwowie nie było. Pod zabarykadowaną i zajętą przez prawy sektor Lwowską Państwową Administracją Obwodową dyskutowało ze sobą kilku mężczyzn. Sprzyjała temu postawiona na środku beczka z rozpalonym w wewnątrz ogniskiem nad którym gotowano jakiś rodzaj gulaszu. Mężczyźni zgromadzili się dookoła i najbardziej aktywny Kozak polemizował ze wszystkimi dyskutując o przyszłości ich kraju. Snuł najróżniejsze czarne scenariusze o tym jak to zaraz zostanie wprowadzony stan wojenny, a jeśli nie to przyjdą Rosjanie zaprowadzą porządek za pomocą wojska (skąd my to znamy?). Towarzysze dyskutujący z nim niespecjalnie poważnie traktowali zapewnienia o konieczności operacji wojskowej. Po chwili wydano nam zgodę na wejście do gmachu, z całkowitym zakazem robienia zdjęć. Prawdę mówiąc i tak nic tam nie było do fotografowania, aczkolwiek pierwszy raz poczułem strach przed zamaskowanymi młodymi banderowcami, którzy byli z zasady wrogo nastawieni do wszelkich pozaukraińskich form życia. Na moją niekorzyść było to że umiałem wydukać z siebie tylko kilka rosyjskich zwrotów grzecznościowych, które myślałem że brzmią tak samo po ukraińsku jak po rosyjsku. Niestety byłem w błędzie…
Przy wspomnianej wcześniej beczce, po zmroku spotkaliśmy młodego chłopaka w budowlanym kasku, który zaoferował się że zaprowadzi nas na dworzec kolejowy, abyśmy nocnym pociągiem pojechali do Kijowa na „prawdziwy” Euromajdan. Sielankowa atmosfera skończyła się w momencie kiedy ów chłopak pod dworcem odłączył się od nas i od razu został zatrzymany przez milicjantów oraz brutalnie spałowany z nieznanego nam do dzisiaj powodu. Być może to my - Polacy byliśmy tym powodem.
Przyznam, że pierwszy raz jechałem pociągiem typu plac-karta i zrobiło to na mnie niesamowite wrażenie. 54 miejsca sypialne na piętrowych łóżkach w wagonie bez żadnych przedziałów. Na obu końcach wagonu toaleta. Mi przypadło miejsce nr 36. na górze pod samymi drzwiami do toalety. Drzwi można było otworzyć dopiero gdy podkurczyłem nogi, ponieważ łóżko ma ok 170cm długości. Wystające nogi blokują otwierające się do środka drzwi. Cena 140 hrywien(wtedy 60zł) zrównoważyła wszelkie niewygody. fot. www.photoblog.com |
Po dojechaniu do Kijowa okazało się że jest tam o kilka stopni cieplej(jednak wciąż temperatura oscylowała w okolicy -15st). Na miejscu umówiliśmy się z poznanym w internecie proeuropejsko-liberalnym Wową, który bardzo dobrze mówił po polsku co ułatwiło nam poruszanie się po rozstawionych na ulicy Chreszczatyk namiotach oraz później po terenie Placu Niepodległości na którym można było posłuchać ze sceny co mają do powiedzenia przywódcy rewolucji.Pytając Wowę czy jest możliwy podział Ukrainy na wschodnią prorosyjską część i zachodnią proeuropejską odpowiedział mi z całą pewnością, że takiej możliwości nie ma, ponieważ bez względu na to co mówią ludzie to armia decyduje o tym jaki porządek będzie panował w państwie. A armia to generałowie i dowódcy, którzy są jednomyślni i nie zamierzają wprowadzać bałaganu w kraju. Niestety Wowa nie wiedział wtedy, że na wschodzie Ukrainy ówczesna armia nie miała nic do gadania i niecały rok później przegoniono ją stamtąd spuszczając solidny łomot. Podczas naszego spaceru dołączył się do nas również Jura, który miał nieco bardziej nacjonalistyczne poglądy. Twierdził, że tylko Prawy Sektor jest w stanie rozsądnie rządzić państwem i że twardą ręką trzeba przegonić wszystkich zdrajców z ich ziemi, a najlepiej to powiesić ich od razu na Majdanie. Różnica pomiędzy Jurą a Wową to trochę tak jak by porównywać wyborcę PiSu i PO. Jedni chcą przeprowadzić pełną lustrację z wsadzaniem do więzienia włącznie, ostrych reform i wprowadzenia faszystowskiej dyscypliny, a inni chcą eleganckich kukiełkowych ministrów kumplujących się ze swoimi odpowiednikami w Europie, braku odważnych ruchów i po prostu stabilizacji i świętego spokoju. Udało nam się nawet porozmawiać w zajmowanym budynku Rady Miejskiej z jednym z przywódców Prawego Sektora na Majdanie o perspektywach na przyszłość ale rozmowa szła w złym kierunku i atmosfera gęstniała z minuty na minutę, więc Jura szybko zabrał nas z powrotem na ulice.
Ani Jura ani Wowa nie byli w stanie rozsądnie odpowiedzieć na pytanie skąd się biorą pieniądze na utrzymanie przez tyle miesięcy protestów. Kto płaci za wynajęcie sceny, rachunki za prąd, paliwo, ogrzewanie, wodę, jedzenie dla tysięcy ludzi itd. Kto płaci za sprzęt i ludzi pracujących w Hromadske TV i Espreso TV. Odpowiedź zawsze była ta sama-ludzie pracują za darmo i sami za wszystko płacą. Faktem jest, że nie potrzeba było żadnych pieniędzy, żeby coś zjeść oraz dostać miejsce do spania w dawnym muzeum Lenina na początku ulicy Hruszewskiego.Kawałek dalej w tym samym miejscu gdzie niepracujący już niestety w TV Republika dziennikarz krzyczał rozpaczliwie do Berkutowca “ty Ukrainiec co ty robisz?” był zaimprowizowany punkt darmowej pomocy medycznej w bibliotece . W owym punkcie byłem świadkiem opatrywania rany ukraińskiemu dziennikarzowi trafionemu metalowym odłamkiem w nogę.
Kilkadziesiąt metrów dalej w miejscu gdzie inny polski pajac, a obecnie dyrektor TVP zrobił sobie słynne selfie miałem okazję wejść do strefy pomiędzy protestującymi, a kordonem milicji razem z grupą kobiet które niosły transparenty nawołujące do pokoju. Są miejsca z których zapamiętuje się w pierwszej kolejności zapach. Owa pierwsza linia majdanowego frontu była bez wątpienia takim miejscem. Zapach spalonych opon, desek a nawet całego milicyjnego autobusu, który składał się na konstrukcje barykady. Zapach palonej gumy, oleju, benzyny i plastiku tak intensywny, że nawet wiele dni po zamieszkach był ciągle odczuwalny i nie dało się do niego przyzwyczaić. Po całym dniu spędzonym w miejscu pokrytym popiołem ze spalonych opon moje buty zmieniły kolor permanentnie.
Ani Jura ani Wowa nie byli w stanie rozsądnie odpowiedzieć na pytanie skąd się biorą pieniądze na utrzymanie przez tyle miesięcy protestów. Kto płaci za wynajęcie sceny, rachunki za prąd, paliwo, ogrzewanie, wodę, jedzenie dla tysięcy ludzi itd. Kto płaci za sprzęt i ludzi pracujących w Hromadske TV i Espreso TV. Odpowiedź zawsze była ta sama-ludzie pracują za darmo i sami za wszystko płacą. Faktem jest, że nie potrzeba było żadnych pieniędzy, żeby coś zjeść oraz dostać miejsce do spania w dawnym muzeum Lenina na początku ulicy Hruszewskiego.Kawałek dalej w tym samym miejscu gdzie niepracujący już niestety w TV Republika dziennikarz krzyczał rozpaczliwie do Berkutowca “ty Ukrainiec co ty robisz?” był zaimprowizowany punkt darmowej pomocy medycznej w bibliotece . W owym punkcie byłem świadkiem opatrywania rany ukraińskiemu dziennikarzowi trafionemu metalowym odłamkiem w nogę.
Kilkadziesiąt metrów dalej w miejscu gdzie inny polski pajac, a obecnie dyrektor TVP zrobił sobie słynne selfie miałem okazję wejść do strefy pomiędzy protestującymi, a kordonem milicji razem z grupą kobiet które niosły transparenty nawołujące do pokoju. Są miejsca z których zapamiętuje się w pierwszej kolejności zapach. Owa pierwsza linia majdanowego frontu była bez wątpienia takim miejscem. Zapach spalonych opon, desek a nawet całego milicyjnego autobusu, który składał się na konstrukcje barykady. Zapach palonej gumy, oleju, benzyny i plastiku tak intensywny, że nawet wiele dni po zamieszkach był ciągle odczuwalny i nie dało się do niego przyzwyczaić. Po całym dniu spędzonym w miejscu pokrytym popiołem ze spalonych opon moje buty zmieniły kolor permanentnie.
Na barykadzie na ulicy Hruszewskiego częściowo odpowiedziałem sobie na najważniejsze, zadawane przed wyjazdem pytanie: jakiego typu ludzie są najbardziej aktywni w bezpośrednim starciu z organami państwowymi czyli w tym przypadku z milicją. Otóż okazało się, że jest to nadpobudliwa młodzież znana przede wszystkim ze stadionów piłkarskich. Czekali oni tylko na to, żeby w imię demokracji spacyfikować albo innego protestującego biegnącego z koktajlem mołotowa w stronę milicjantów albo samych milicjantów, którzy dostali rozkaz rozebrania barykady i udrożnienia ulicy Hruszewskiego. Byli oni swoistym buforem w wojnie nerwów pomiędzy zdesperowanym w walce z władzą narodem, a narzędziami władzy które chciały protesty jak najszybciej zakończyć i zaprowadzić swój porządek na tych kilku ulicach Kijowa. W ramach zajęć fizycznych rozładowujących atmosferę, młodzieńcy byli w wolnych chwilach szkoleni w walce wręcz przez swoich starszych kolegów. Obok stały gigantyczne proce gotowe do strzelania koktajlami mołotowa lub wyrwaną z chodnika kostką brukową. Warto zaznaczyć, że w pozostałej części Kijowa(i Lwowa) życie toczyło się absolutnie normalnie. Trudno oceniać czy wyżej opisany aktyw młodzieżowy wypełnił swoją rolę dobrze czy nie. Być może oni też prowokowali berkutowców, którzy co jakiś czas nacierali z pałkami i gazem łzawiącym na tłum ludzi po drugiej stronie barykady.
Wieczór spędziliśmy ogrzewając się w namiotach rozstawionych wzdłuż ulicy Chreszczatyk. Częstowano tam przybyszy zupą z kiełbasą, gulaszem, kanapkami oraz do wyboru herbatą lub kawą. Spędziliśmy w bardzo sympatycznym towarzystwie kilka godzin po czym wsiedliśmy w nocny pociąg i wróciliśmy do Lwowa, a stamtąd samochodem do domu.
Wieczór spędziliśmy ogrzewając się w namiotach rozstawionych wzdłuż ulicy Chreszczatyk. Częstowano tam przybyszy zupą z kiełbasą, gulaszem, kanapkami oraz do wyboru herbatą lub kawą. Spędziliśmy w bardzo sympatycznym towarzystwie kilka godzin po czym wsiedliśmy w nocny pociąg i wróciliśmy do Lwowa, a stamtąd samochodem do domu.
Krótko po tym jak wróciliśmy do Gdańska, 18 lutego sytuacja się zaostrzyła. Władze dały protestującym ultimatum do godziny 18:00 żeby się rozejść. Późnym wieczorem przez barykadę na ulicy Instytuckiej przejechał transporter opancerzony BTR-80 i w ten sposób rozpoczął się najkrwawszy epizod w historii Euromajdanu. do następnego dnia trwały intensywne zamieszki, a 20 lutego rozpoczęła się regularna strzelanina. Korespondenci zjechali się do Kijowa na nowo, a ktoś z TVP wpadł na pomysł żeby zrobić specjalne wydanie wiadomości prosto z Majdanu. Pomysł dość szalony i dzięki niemu mogliśmy oglądać przerażoną Beatę Tadlę prowadzącą główne wydanie Wiadomości w pustynnej kamizelce kuloodpornej stojąc obok niewidocznego w kadrze stosu trupów w holu Hotelu Ukraina w samym centrum strzelaniny.
Następnego dnia Prezydent Janukowicz uciekł helikopterem w stronę Rosji i we współczesnej historii Ukrainy zaczął się kolejny niestabilny rozdział, który mam nadzieję, że będę mógł jeszcze kiedyś fotografować dla któregoś z tytułów prasowych...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz