Na wyprawach psich zaprzęgów, to psy wyznaczają rytm dnia. Większość czynności, które wykonuje się każdego dnia, związanych jest z opieką nad zwierzętami. Praktycznie, w każdej wolnej chwili, topi się śnieg, a następnie podgrzewa wodę, aby zalać zamrożone mięso, z którego przygotowuje się karmę dla psów. Pełen garnek śniegu, to ćwierć garnka wody po kilkunastu minutach podgrzewania na ogniu. Cały proces karmienia trwa kilka godzin, a trzeba go powtarzać dwa razy dziennie.
Nieustannie trzeba nasłuchiwać wycia i szczekania psów oraz sprawdzać, czy żadnemu zwierzakowi nic nie dolega. Linki, do których przyczepione są psy są stosunkowo krótkie, ale umożliwiają psom swobodny ruch ograniczając równocześnie ryzyko plątania i zranienia się.
Zarówno ilość jedzenia jak i długość linek, do których przywiązane są psy, dopasowane są idealnie do potrzeb Husky. Maszerom, czyli osobom zajmującymi się psami, zależy, aby wszystkie psy, każdego dnia były w doskonałej formie.
Doglądanie psów, wynika nie tylko z dbałości i miłości do swoich zwierząt, ale ma także zastosowanie praktyczne. Jeżeli któryś z psów, nie będzie miał siły ciągnąć, trzeba go odpiąć i wieźć w sankach. Z sań trzeba wypakować bagaże, a cały dobytek jest narażony na zamoknięcie. Żaden Maszer, nie porzuci swojego chorego psa. Wszystkie psy, muszą wrócić do domu całe i zdrowe. W razie niedyspozycji jednego lub kilku psów, cały zaprzęg biegnie dużo wolniej, a ich ruchy nie są skoordynowane tak, jak przy pełnym składzie. Psy męczą się bardziej i spalają więcej energii. W najgorszym wypadku, może okazać się, że psów jest zbyt mało, żeby pociągnąć dalej zaprzęg.
Słabsze psy, zabiera się ze sobą do namiotu lub chatki traperskiej po to, aby nabrały energii i nie wytracały niepotrzebnych kalorii na ogrzanie swojego ciała w nocy. Po psie można wyczuć pewnego rodzaju poczucie winy i smutek związany z brakiem możliwości bycia częścią stada.
Gdy zaprzęg rusza szczekanie ustaje i można delektować się wiatrem oraz dźwiękiem sunących w śniegu sań. Podczas pierwszych kilometrów, piękną zimową aurę niestety psuje fakt, że psom podczas ruchu przyspiesza perystaltyka jelit i każdy po kolei musi załatwić swoje potrzeby. Co ciekawe, wiele psów husky w odróżnieniu od miejskich burków i reksiów potrafi to robić w biegu idealnie balansując ciałem i biegnąc tylko na przednich łapach.
Śpi się w dwóch śpiworach, w ubraniu, w którym wcześniej spędziliśmy cały dzień, tak więc śpiwory, mają zbliżonych zapach, do pozostałej części traperskiego mandżuru. Ma to swój urok i zaskakująco szybko człowiek przyzwyczaja się do takich - wydawałoby się – spartańskich, ekstremalnych warunków. Prysznic nie jest czymś, o czym myślimy cały czas, a umycie zębów jest wystarczającym, co kilkudniowym luksusem. Człowiek skupia się na bardziej przyziemnych sprawach, chociażby takich jak możliwość wysuszenia skarpet. Zamiast myśleć o umyciu zębów, zastanawiam się, gdzie schowane są ogrzewacze chemiczne i kolejna sucha czapka lub rękawice. Dla mnie dodatkowym wyzwaniem było wygrzebywanie kolejnej karty pamięci i jeszcze jednej naładowanej baterii do aparatu.
Dieta oparta jest na gotowych obiadach w puszkach (fasolka, grochówka), oraz na suchych półproduktach, z których można zrobić obiad (makaron, kasza). Do tego suchy chleb i smalec w ilościach hurtowych. Wędzony boczek również się sprawdził, wkrajaliśmy go wszędzie, gdzie się dało: do zupki chińskiej, do liofilizowanego risotto z warzywami, do kanapki ze smalcem. Taka kanapka z reguły jest śniadaniem, lunchem i kolacją.
Wszystkie niedogodności są nieistotne, w obliczu pięknej, surowej natury. Potrzebę nocnego sikania rekompensuje zapierająca dech w piersiach zieleń nieba. Zorza potrafi w kilka minut rozbłysnąć jak pochodnia, po czym gaśnie i znika niezauważenie. Czasem formuje się w pasy przecinające całe niebo, a czasem jest tylko ledwo widoczną plamą nad północnym horyzontem. Załatwianie potrzeb w nocy, wiąże się też z niecodziennym widokiem czterdziestu par zwierzęcych ślepi odbijających światło latarki w totalnych ciemnościach.
Bycie maszerem wymaga ciągłego obserwowania wszystkiego, co dzieje się dookoła. Jadąc w zaprzęgu trzeba nieustannie mieć pod kontrolą wszystkie psy i interweniować w razie problemów. Wydarzyć się może wiele. Psy mogą się ze sobą splątać, któryś może się słabiej poczuć. Kontrolować należy także, czy wszystkie linki pociągowe są napięte. Jeśli nie, trzeba danego psa wywołać po imieniu i zmotywować do biegu.
Stojąc na płozach zawsze trzeba przynajmniej jedną ręką trzymać sanki. Psy potrafią szarpnąć zaprzęgiem lub zmienić kierunek jazdy, gdy zobaczą inne zwierzęta. Wypadnięcie z sanek, może okazać się fatalne w skutkach, bo psy same nie zawrócą i można zostać bez jakiegokolwiek bagażu na środku wielkiego, zamarzniętego jeziora ,w czasie śnieżycy, gdy widoczność jest ograniczona do kilku metrów. Nawet gdy trzeba zatrzymać zaprzęg i pójść rozplątać pierwszą parę, trzeba to robić z odpowiednią ostrożnością i w odległości pozwalającej wskoczyć na uciekające sanki.
W pierwszej parze biegnie pies-lider, który reaguje na komendy prawo (dżi), lewo (ha), naprzód (hajk) i stop. Idealny lider to taki, który zatrzyma zaprzęg przed pęknięciem na lodzie oraz nie pozwoli rozejść się psom podczas postoju.
Wyprawa w której brałem udział była zorganizowana i prowadzona przez Macieja Słomińskiego - prekursora mushingu w Polsce i wieloletniego organizatora polarnych wypraw psimi zaprzęgami. Drugim maszerem był Paweł Majchrzakowski, a pozostali członkowie wyprawy to Michał Strurlis oraz Piotr Błasiak. Wszystkim serdecznie dziękuje za miło spędzony czas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz